Tawerna..

Alrauna

Idź do diabła!! Niech ty i twoi potomkowie do siódmego pokolenia będą przeklęci!!! <szamotała się, gryzła, kopała, drapała> A niech was psia krew!! <przeklinała na cały lokal>

Villemo

Alrauna:
Najemnik: Spokojnie panienko , spokojnie... <powiedział , próbując Cię przy tym uspokoić przy pomocy siły.. W pewnym momencie zauważyłaś , iż doszło do Was jeszcze dwójka najemników.. .. Złapali Cię z całej siły... No cóż , widocznie bali się Ciebie.. Ruszyliście w stronę wyjścia z karczmy...>

PRZENIESIENIE AKCJI DO DZIAŁU - OKOLICE KARCZMY...

Vincent

Villemo

Vincent:
<zauważasz , iż przebywający w knajpię ludzie jakoś dziwnie zachowują się w stosunku do Ciebie... Niby wszystko jest w porządku ale.. Ale masz wrażenie , iż gdy tylko się odwracasz , ktoś zaczyna szeptać za Twymi plecami.. Ludzie patrzą się na Ciebie w jakiś dziwny sposób... >

Vincent

Villemo

Vincent:
<wchodzisz dop knajpy.. Dziwne wrażenie że "coś jest nie tak" nie znika , a wręcz się nasila.. Czujesz na sobie spojrzenia dziesiątek ludzi , lecz gdy tylko spojrzysz w stronę któregoś z nich , tamten od razu się odwraca... Wszyscy patrzą na Ciebie dziwnie wrogim wzrokiem , szepcząc coś przy tym..>

Vincent

<idę do swojego pokoju>

gosiadawida

<weszlam do karczmy, ktorej od dawna wypatrywalam.Drzwi z ciezkiego drewna okutego zelazem zgrzytnely przerazliwie i dosc mocno same sie zamknely.Wszyscy spojrzeli w moja strone po czym czyniac znak krzyza zajeli swoimi sprawami.Bez zarzenowania podeszlam do baru i z kiwnieciem glowa i przepraszajacym usmiechem do starego znajomka powiedzialam>Karczmarzu: siano dla konia, i ciepla strawa dla mnie.Zle wiatry mnie przygnaly znowu w twoje strony przyjacielu oj zle.Czuje ze zabawie tu kilka ksiezycow.A teraz juz zamknij buzie z wrazenia ...tak to ja ...i dawaj mi tu jesc.<odchodze do stolu ukrytego z lewej strony wielkiego kominka, zeby sie rozgrzac bo ziab na dworze>milo tu jak za dawnych lat szkoda ze ich tu nie ma<poczym siadam i rozgrzewam dlonie rozkoszujac sie cieplem>

Villemo

Gosia:
Karczmarz: Ahhh.. Witaj.. Dawno się nie widzieliśmy... Tyle się pozmieniało... <powiedział to zatroskanym głosem, po czym krzyknął to pracującego niedaleko chłopaka> Zajmij się koniem tej pani... <wskazał na Ciebie... Po kilku minutach młoda dziewczyna przyniosła Ci coś do jedzenia..>

gosiadawida

jak zawsze smaczne jedzenie i jak zawsze duzo<jem i spod oka zekam na innych w tawernie.>mmm...iscie wybuchowa mieszanka ale ludzi ani sztuki <przeciagam sie nieznacznie co chwila bo cialo mam zesztywniale od dlugiej podrozy na koniu.Jedzenie sie konczy.>mam nadzieje ze pokoj jakis wolny sie dla mnie znajdzie ....spaacc......Karczmarzu jedzonko ..mmm palce lizac wciaz ta sama kucharka? a pokoj dla mnie znajdziecie jakis oby mial lozko i drzwi na klucz zamykane .Padam z nog.<czekam na oodpowiedz przeciagajac wszystkiee mozliwe czesci ciala>

Villemo

Gosia:
Karczmarz: Oczywiście... Masz klucz... <podał Ci klucz> Wejdź po tych schodach... Zresztą pewnie pamiętasz.. <wskazał drewniane schody z boku , po czym dodał niby od niechcenia.. > Mam już tylko ten wolny pokój... Bo obok zatrzymał się jakiś dość bogaty... <zastanowił się chwilę..> ... człowiek... <skończył..>

gosiadawida

<podchodze do baru i biore klucz od karczmarza>Pamietam zawsze bede pamietac , mam tyle wspomnien .... szkoda ze kazdy rozjechal sie w inna droge , szkoda <popadam w chwilowa zadume i ze smutkiem wzdycham>moze jeszcze kiedys...I mowisz ze ..czlowiek..no wlasnie jego mi brakowalo <spogladam panoramicznie na pomieszczenie> brak tu jedynie czlowieka <usmiecham sie z przekasem>Tymczasem przyjacielu pojde do pokoju czuje ze sen to jest to czego mi brakuje do szczescia , a jutro...jutro mi wszystko opowiesz ...mamy jakis rok...poltora do opowiadania<kiwam lekko glowa na pozegnanie usmiecham sie i wchodze na schody>

Villemo

Gosia:
Karczmarz: <z uśmiechem> Dobranoc...